Według własnego projektu zbudował skocznię narciarską, szkolił młodzież i udzielał się towarzysko. I choć szukało go UB, nikt go nie zadenuncjował.
Wśród wielu historyków i regionalistów rozpowszechniona jest informacja, że Marusarz obok oficjalnej pracy miał też w Karpaczu inne, mniej oficjalne zajęcie. – Według niektórych, Marusarz miał kilkakrotnie pomóc osobom ukrywającym się przed komunistycznym wymiarem sprawiedliwości w nielegalnym przekroczeniu polsko-czechosłowackiej granicy. Niestety, nie ma dowodów potwierdzających tę tezę, jednak taka legenda bardzo pasuje do charakteru Marusarza – mówi prof. Grzegorz Strauchold z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Wiadomo jednak, że w tym czasie na Zachód, przez Czechosłowację do Austrii, z różnym skutkiem próbowało wydostać się wiele osób – dodaje.
Muzeum Sportu i Turystyki do dziś pielęgnuje w swoich zbiorach pamiątki po Stanisławie Marusarzu. Wśród nich jest własnoręcznie napisany życiorys oraz taśma ze wspomnieniami, nagrana w Karpaczu na kilka lat przed śmiercią przedwojennego reprezentanta Polski. – Taśma znajduje się w naszym archiwum, rzadko jest odtwarzana. Za to mamy tu stałą ekspozycję poświęconą temu legendarnemu kurierowi tatrzańskiemu – wyjaśnia Antoni Witczak.
Stanisław Marusarz na początku lat 90. ub. wieku był gościem Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu. Odwiedził muzeum ze swoim przyjacielem Leszkiem Krzeptowskim, wtedy szefem Koła Przewodników Sudeckich, a podczas okupacji AK-owskim kurierem z Zakopanego. Stanisław Marusarz był jedną z najbarwniejszych i najbardziej zasłużonych postaci polskiego sportu zimowego. Dziś określilibyśmy go mianem Adama Małysza przedwojennej Polski. Brał udział w narciarskich mistrzostwach świata w Lahti w 1938 r. Podczas zawodów w skokach narciarskich Marusarz, na skutek stronniczej decyzji fińskiego sędziego, przegrał złoty medal z reprezentantem gospodarzy Asbjørnem Ruudem zaledwie o 0,3 punktu. Ruud chciał później oddać Polakowi niezasłużenie przyznany medal, jednak ten honorowo odmówił.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się