Nie dopisali organizatorzy, zawiodła aura, nie popisali się także polscy skoczkowie. Nie zawiódł tylko Austriak Gregor Schlierenzauer, który wygrał dwa niedzielne konkursy, podsumowujące zawody Pucharu Świata w czeskim Harrachovie.
Do niewielkiej, kuracynej miejscowości, oddalonej zaledwie kilka kilometrów od polskiej granicy, zjechało w ten weekend kilkanaście tysięcy fanów lotów narciarskich.
Harrachov, jedna z najbardziej znanych miejscowości wypoczynkowych na terenie diecezji Hradec Králove, zawrzał festiwalem kolorowych flag i wielojęzycznego dopingu.
W ramach zawodów, rozgrywanych w ramach Pucharu Świata 2012/2013, na Čertaku - mamuciej skoczni w Harrachovie, zaplanowano trzy dni lotów narciarskich. O prymat walczyły najlepsze drużyny skoczków narciarskich na świecie.
Niestety, z uwagi na porywisty wiatr, sobotnie zawody przeniesiono na niedzielę. W konsekwencji do południa rozegrano pierwszy konkurs, po południu drugi, choć okrojony do jednej serii.
Ani wiatr, ani przerwany drugi konkurs skoków nie przeszkodził młodemu Austriakowi Gregorowi Schlierenzauerowi w osiągnięciu efektownego zwycięstwa w obu konkursach. Austriak prowadził po pierwszej serii, gdzie jako jedyny skoczył z najniższej, 7. belki startowej. Zdecydował o tym indywidualnie Alexander Pointner, trener austriackich skoczków. Podopieczny Pointnera doleciał do z tak niskiego rozbiegu 193,5 m i prowadził, mając 1,6 pkt. przewagi nad Kranjcem. 23-letni Austriak jest obecnie najbardziej utytułowanym skoczkiem narciarskim na świecie. Do tej pory zwyciężył już 48 razy. Drugi był Słoweniec Robert Kranjec, a trzeci Jan Matura z Czech.
Zawody PŚ w Harrachovie
Pod mamucią skocznią zameldowało się mniej kibiców, niż zwykliśmy oglądać podczas tego typu zawodów
Roman Tomczak/GN
Gorzej spisali sie Polacy, z których najwyżej sklasyfikowano Kamila Stocha - na 9 miejscu. Krzysztof Miętus zajął w Harrachovie 14. miejsce, Maciej Kot był 16., Piotr Żyła 22., a Dawid Kubacki 30. Najdalej, bo aż do 220 metra, doleciał Jurij Tepes ze Słowenii, ale nie ustał na zeskoku, przewrócił się i dostał bardzo niskie od sędziów.
Kłopoty z wiatrem miał też Dawid Kubacki, który cudem uratował się przed upadkiem z dużej wysokości. Na szczęście wyszedł z opresji bez szwanku, ale wylądował w odległości 114,5 metra od progu i ostatecznie zajął w konkursie ostatnie miejsce.
Aura nie sprzyjała nie tylko zawodnikom, ale i organizatorom. Porywisty wiatr często zmieniał kierunek, dlatego całe zawody przerywano kilkanaście razy. Kibice narzekali na nieprzygotowane dojścia do zeskoku. Czeskie służby medyczne interweniowały w kilku przypadkach złamań i zwichnięć. Sporo zamieszania i nerwów było też przy bramkach dla wchodzących i wychodzących, mimo, że frekwencja kibiców nie była rekordowa.