Wielka orkiestra niesie ze sobą wielki szum, który szybko milknie. Cisi wolontariusze wolą pracować w milczeniu, za to systematycznie.
Był raz człowiek, który notorycznie maltretował swoją rodzinę. Bywały jednak dni, kiedy tyran zapominał o swoim rzemiośle. Dla jego bliskich było to wielkie święto, które celebrowali wynosząc pod niebiosa jednodniową „dobroć” tyrana.
Obok niego mieszkał człowiek, który przez całe życie był dobry dla swojej rodziny – dbał o nią każdego dnia, uczciwie pracował i nie liczył z tego powodu na owacje. Czasami było widać, jak w zamyśleniu obserwował hołdy składane tyranowi. Wiedział, że nie może na takie liczyć. Jego dobroć była normą, dobroć tyrana – świętem. Mawiał, że od świątecznego hołdu, woli codzienny szacunek.
Przez Polskę przewalił się wielobarwny i rozkrzyczany festiwal Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Po raz kolejny dzięki szczodrości i empatii Polaków zebrano ogromne pieniądze na niezbędny sprzęt medyczny, którego państwowa służba zdrowia inaczej by nie miała. Dyrektorzy szpitali, pacjenci i ich rodziny, przez cały rok maltretowani przez stan, w jakim znajduje się polska służba zdrowia, będą dziękować Opatrzności za „róbta co chceta” i ten jednodniowy zryw. Ich głos wzmocnią i powtórzą po wielokroć mainstreamowe media.
W tym czasie tysiące bezimiennych wolontariuszy spod znaku Caritas jak zwykle pójdą do swoich zajęć. Jak co dzień będą pomagać potrzebującym. I do głowy im nawet nie przyjdzie, żeby oczekiwać za to poklasku. Ich praca wtedy dopiero ma sens, jeśli wykonywana jest systematycznie. Wtedy szpitale, które zaopatrują w sprzęt, oraz potrzebujący, którym zapewniają opiekę, nie muszą czekać od stycznia do stycznia. A symbol krzyża z sercem pośrodku, może pojawić się natychmiast tam, gdzie powódź, gdzie pożar, gdzie największa potrzeba. Nie odświętna, ale codzienna pomoc. A w zamian, zamiast okazjonalnego hołdu, codzienny szacunek.