Teraz wiem, jak mam żyć

Jędrzej Rams

|

Gość Legnicki 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

Małgorzata, Andrzej i Joel mówią o tym, dlaczego w Wigilię Paschalną przyjmą chrzest święty.

W Wielką Sobotę Kościół w diecezji powiększy się o nowych chrześcijan. W Wielką Sobotę Kościół w diecezji powiększy się o nowych chrześcijan.
Jędrzej Rams /Foto Gość

Tuż przed północą, w nocy zwanej Wielką, pięciu dorosłych stanie pośrodku legnickiej katedry pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła po to, by wyznać swoją wiarę i przyjąć chrzest święty. Będą to: Mitsuki, Joel, Andrzej oraz Małgorzata i Krzysztof.

Moment ten będzie jednym z mocniejszych symboli wydarzenia zbawczego, jakie dokonuje się tej nocy. Aby dostąpić możliwości przyjęcia sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego, katechumeni przez wiele miesięcy przechodzili formację w ramach Diecezjalnego Centrum Katechumenatu. Ostatnia prosta tej formacji zaczęła się z chwilą deklaracji wejścia tych osób do wspólnoty Kościoła. Dokonało się to na początku Adwentu w ramach publicznego wyznania woli przyjęcia chrztu. Od tego wydarzenia katechumen może uczestniczyć w części Mszy Świętej, a mianowicie w celebracjach liturgii słowa. Dodatkowo, gdyby w tym okresie przygotowująca się osoba zmarła, przysługuje jej katolicki pogrzeb.

Od I niedzieli Wielkiego Postu, na zakończenie którego katechumen ma przyjąć chrzest, odbywa się obrzęd wybrania, czyli wpisania imion wybranych (tak mówi się o katechumenach) do specjalnej księgi. Ostatni Wielki Post przed przyjęciem chrztu jest dla wybranych „okresem oświecenia i oczyszczenia”. Kościół wówczas modli się za nich i egzorcyzmuje, by uwolnić od tendencji oraz mentalności ducha tego świata. Później Kościół przekazuje kandydatom wyznanie wiary, a oni podczas kolejnej niedzieli Wielkiego Postu uroczyście je wyznają w obecności innych członków wspólnoty. Przekazany też zostaje dar Modlitwy Pańskiej. Zwieńczeniem przygotowań jest wielka i uroczysta liturgia Wigilii Paschalnej. Podczas niej wybrani słuchają słowa Bożego, wyznają wiarę, przyjmują chrzest i bierzmowanie, a także pierwszy raz w życiu przystępują do stołu Pańskiego.

Za mało mi spotkań

Według Narodowego Spisu Powszechnego z 2021 r., którego wyniki zostały opublikowane 28 września 2023 r., nieco ponad 71 proc. Polaków zadeklarowało przynależność do Kościoła katolickiego, czyli przyjmuje się, że są to osoby ochrzczone. Niemniej jest liczna grupa osób, które z różnych powodów nigdy nie przyjęły chrztu świętego. Każdego roku do centrum zgłasza się kilka osób, które pragną to uczynić. Są dorośli, a skoro postanowili radykalnie zmienić swoje dotychczasowe życie i stać się chrześcijanami, można zakładać, że ich motywacja musiała być istotna i silna. Jedną z katechumenek jest Małgorzata Pałac z Rudnej. Kobieta wychowywała się w domu, w którym mama była katoliczką, ale tato był świadkiem Jehowy. Sprzeciwiał się przyjęciu chrztu przez córkę, ale otwarcie mówił, że jak będzie dorosła, sama podejmie decyzję o swojej wierze. – W naszym domu, który stworzyłam z mężem katolikiem, obchodziliśmy wszystkie święta. Czytaliśmy Pismo Święte. Nawet się modliłam. Ale ciągle nie było decyzji o przyjęciu chrztu świętego. Zmiana nastąpiła podczas drugiej ciąży, która była trudna. Wtedy pojawiła się refleksja o życiu i wychowaniu dzieci w tym, co jest najważniejsze. Gdy przyszło do chrztu mojej młodszej córki, coś mnie poruszyło i powstała w głowie myśl: a co z Tobą? – opowiada kobieta.

Dzięki sąsiadce Magdalenie, o której Małgorzata mówi: „mój anioł stróż”, trafiła do proboszcza. Tam po rozmowie i krótkim, wstępnym wytłumaczeniu, na czym polega przygotowanie dorosłego do przyjęcia sakramentów wtajemniczenia, umówili się na kolejną, dłuższą rozmowę. Tym razem przy herbacie.

– Nie zrobiłam tego od razu. Życie wróciło do swojego rytmu. Ale któregoś dnia pomyślałam, że trzeba to dopiąć. Poszłam do kościoła. Była Msza Święta, a na niej czytanie o eunuchu. Ksiądz się śmieje, że to nie mógł być przypadek, bo fragment ten mówi o chrzcie i początku drogi w wierze. Proboszcz skierował mnie do centrum i rozpoczęła się moja formacja. Po tych miesiącach przygotowań nie mogę się doczekac naszych spotkań w tej wspólnocie, która się tu zawiązała. Zawsze jest mi mało tych spotkań. Nareszcie wiem, jak mam żyć! Chcę poukładać swoje życie w myśl Ewangelii. Dlatego w Wigilię Paschalną przyjmę chrzest, a tydzień później z mężem zawrzemy ślub kościelny. Jezus mi powiedział, gdzie jest moja droga i jak ma ona wyglądać. Chcemy żyć według jego nauczania. Chcę też pokazać moim dzieciom, jak mają żyć – mówi Małgorzata Pałac.

Wiara przedłużeniem nauki

Andrzej Buda z Głogowa ma doktorat z fizyki. Opowiadając o swoim życiu, mocno podkreśla potrzebę rozumowego rozważania rzeczywistości.

– Wiara stała się dla mnie przedłużeniem nauki. Wychowywałem się w rodzinie, która dała mi możliwość wyboru religii. Nigdy nie odrzuciłem możliwości istnienia Boga, ale uważałem, że sposobem Jego komunikacji z ludźmi i ze światem są prawa fizyki. Nawet gdy czytałem Pismo Święte, to raczej analizowałem fakty niż próbowałem w nim spotkać Boga. Ale ani razu nie znalazłem w Piśmie Świętym sprzeczności między wiarą i rozumem. Jednak nigdy nie myślałem o chrzcie. To pojawiło się dopiero podczas weekendowych rekolekcji kursu Alpha, na które zaprosiła mnie koleżanka. Wtedy doznałem spoczynku w Duchu Świętym i podczas niego dotarło do mnie, że chcę przyjąć chrzest i zacząć żyć wiarą – mówi Andrzej Buda.

Głogowianin mówi, że dzięki kursowi Alpha zmieniło się jego postrzeganie Pisma Świętego. W młodości praktykował nawet buddyzm, a ten wskazuje, że dobro i zło poznaje się po owocach, a owocem zła jest cierpienie. I w chrześcijaństwie odkrywa podobne myślenie, jednak jest ono o wiele bardziej rozwinięte i pogłębione.

– Właśnie podczas kursu Alpha dotarło do mnie, wręcz uderzyło mnie to, że tak naprawdę najważniejsze jest Pismo Święte, słowo Boże. To, że ono jest w całym Piśmie i którym można się cały czas napełniać. Teraz patrzę i czytam je zupełnie inaczej niż wcześniej. Mam nadzieję, że dzięki wierze będę się przemieniał. Człowiek ponoć tylko 20 procent swojego życia przeżywa świadomie. Reszta wynika z naszej podświadomości, z naszych przyzwyczajeń, odruchów. Zawsze starałem się żyć dobrze, nie krzywdząc innych, ale mam nadzieję, że teraz moja wiara poukłada też te 80 procent mojego życia – mówi mężczyzna.

Zacząłem krzyczeć ku górze

Gdy swoją historię opowiada Joel Młynarski (jego imię z hebrajskiego oznacza „Jahwe jest Bogiem”), trudno nie zwrócić uwagi na jego uśmiech. Młody artysta wychował się w artystycznym środowisku Teatru Lalek w malutkim Wolimierzu pomiędzy Mirskiem a Świeradowem-Zdrój. Stamtąd trafił do Gdańska, gdzie ukończył Akademię Sztuk Pięknych z dyplomem dla najlepszego rzeźbiarza na roku. Splot życiowych decyzji i okoliczności sprawił, że po studiach wrócił do rodzinnej wsi, ale już z synkiem i Zosią, swoją miłością. Nie był to do końca szczęśliwy powrót. Jak sam mówi, z perspektywy człowieka mającego za kilka dni przyjąć chrzest święty, nie udźwignął ciężaru ojcostwa.

– Doświadczenia życiowe prawie zmiotły mnie z tej ziemi. To było dramatyczne. Przez wiele miesięcy kotłowałem się z moim stanem, z mocną depresją, poczuciem braku sensu. W momencie, gdy już zupełnie opadłem z sił i byłem niemalże pewien, że się poddam, że sobie coś zrobię, zacząłem krzyczeć ku górze, ku niebu. Nawet za bardzo nie wiedząc, że chcę się odezwać do Boga. I nagle spadła na mnie kaskada, doświadczenie czegoś… Nie wiem jak to nazwać, ale nie mogę temu obiektywnie zaprzeczyć. Chyba dopiero po trzech dniach opowiedziałem o tym Zosi. Ona też była na etapie odkrywania wiary. Pojechaliśmy do jej rodziców do Gdańska. Myślałem, że gdy zacznę o tym mówić, to wyjdę na jakiegoś wariata. Czułem, że zmienił się cały mój świat. Ale opowiedziałem wszystko, a oni zorganizowali mi spotkanie ze znajomym księdzem – opowiada Joel.

Pierwsza rozmowa z kapłanem była długa, ale ocena jedna – niech Joel trzyma się tego doświadczenia i pomyśli o chrzcie świętym. Po kilku miesiącach mężczyzna trafił do Centrum Katechumenatu.

– Tu zaczęła się moja droga. Wiem teraz, że jestem i zapewne pozostanę grzesznikiem do końca życia. Jednak przestało to być przerażającym faktem. Jest ktoś, kto chce mnie odkupić – cieszy się mężczyzna. – Tutaj każda katecheza daje mi do ręki jakiś nowy klucz do moich zakamarków. To, co wcześniej doprowadzało mnie do myśli samobójczych, jest rozwiązywane kluczem słowa Bożego. Obecnie w naszym życiu dzieją się niesamowite rzeczy. Dochodzi do mnie całe to bogactwo duchowe Kościoła. Wiem, że wszędzie znajdziemy jakieś fragmenty prawdy, ale to w Kościele jest cała prawda – zapewnia Joel.

Żywe słowo

W każdym świadectwie prędzej czy później pojawia się wspomnienie o wspólnocie, jaką udało się stworzyć w grupie katechumenów. Małgorzata mówi o tym, że mogłaby się spotykać codziennie, Andrzej wskazuje na wielką wartość Domu na Skale, do którego przynależy w Legnicy, a Joel mówi: – Katechezy i nasze rozmowy pomagają mi zrozumieć moje zmagania. Niektóre historie, jakimi się dzielimy, są piękne, a inne smutne. To pokazuje nam, że życie jest po prostu wielowątkowe. Ale w każdej z tych sytuacji tak naprawdę potrzebujemy Chrystusa i jego sposobu na życie. Te spotkania są dla mnie bardzo ożywcze. Dają mi zawsze jakieś kolejne niesamowite spojrzenie na świat. To się teraz kończy. Zostaną ze mną katechezy, przypowieści pasujące do każdej sytuacji życia. Zostanie ze mną też doświadczenie, że w słowie, w Piśmie Świętym, jest naprawdę żywe Słowo. Kiedyś myślałem, że to takie poetyckie określenie. Dzisiaj wiem, że to prawda – mówi Joel Młynarski.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.