Droga Krzyżowa ulicami Jeleniej Góry

Grzegorz Gielert

publikacja 20.03.2018 15:00

Umawiamy się pod kościołem św. Wojciecha na jeleniogórskim Zabobrzu. Po kilku wiosennych dniach zaczyna sypać śnieg. Właśnie teraz...

Droga Krzyżowa ulicami Jeleniej Góry Droga Krzyżowa nigdy nie jest łatwa. Tę utrudniła aura. Grzegorz Gielert

Są już nasi księża: misjonarz - ks. Krzysztof Herbut, ks. proboszcz Stanisław Bakes. Są niezawodni ministranci. Kompletujemy nagłośnienie i ruszamy. Drogą Krzyżową ulicami Zabobrza.

Wielu z nas musiało porzucić czy przełożyć swoje zajęcia - przecież to dopiero 15.00. 
"Stacja pierwsza. Pan Jezus skazany na śmierć". Cisza. Robimy miejsce na środku.

Przebrani skauci w milczeniu pokazują pierwszą scenkę. Jest Jezus w koronie z cierni, jest Piłat, są żołnierze, płączące niewiasty, matka, Weronika. Jestem i ja. Tylko gdzie jestem w tym wszystkim? Czyją rolę biorę na siebie w tym rozważaniu? Z kim się utożsamiam?

Pani doktor czyta rozważania. Cisza. "Ludu mój ludu! Cóżem Ci uczynił?" - niesie się po blokach pierwszy śpiew zaintonowany przez dziewczyny z Oazy. Mijamy zagonionych tak jak my ludzi - niektórzy przyłączają się do nas.

Zbiera się nas kilkaset osób. W rękach śpiewniki. Sypiący śnieg zdaje się dodawać jeszcze większej powagi nabożeństwu.

"Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją" - przeszło mi przez głowę. Idziemy dość szybko - policjanci blokują sprawnie ruch na uliczkach. "Dla mojej swawoli Jezus umiera i boli..." Kolejne stacje i kolejne upadki popychanego Jezusa w zabobrzańskim błocie, chusta Weroniki, Szymon, samochody. 

Dochodzimy wreszcie na miejsce - pod kościół św. Wojciecha. Tępe odgłosy wbijanych gwoździ, zdjęcie z krzyża, martwy Jezus w ramionach Matki. Jego Ciało zostało symbolicznie złożone u wejścia świątyni. Wchodzimy jeszcze na chwilę modlitwy - Koronkę do Bożego Miłosierdzia.

Przypomina mi się cytat z Dzienniczka św. Faustyny - mówił nam o tym wczoraj misjonarz: "Czekam na dusze, a one są dla Mnie obojętne. Kocham ich tak czule i szczerze, a one Mi nie dowierzają. Chcę je obsypać łaskami - one przyjąć ich nie chcą. Obchodzą się ze Mną, jak z czymś martwym, a przecież mam Serce pełne miłości i miłosierdzia. (...) - O Jezu mój, do widzenia, już muszę stanąć do obowiązku, ale miłości swojej ku Tobie dowiodę Ci ofiarą, nie pomijając niczego, ani nie pozwolę się wymknąć żadnej sposobności ku temu."