Od 25 lat nasza, legnicka

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 12.06.2017 12:32

W tym roku wypada jubileusz naszego pielgrzymowania do Matki Bożej na Jasnej Górze. Jak się kiedyś pielgrzymowało?

Od 25 lat nasza, legnicka

Piesza pielgrzymka legnicka zaczynała swoją historię bardzo mocno będąc związaną z pielgrzymką wrocławską. To tam przecież chodzili kapłani-przewodnicy grup, świeccy, tam uczyli się organizować przejścia porządkowi. Pierwsza legnicka wyruszyła co prawda z legnickiej katedry jednak z powodów organizacyjnych nie była jeszcze na siłach, by od początku do końca wędrować sama. Dlatego podjęto decyzję o połączeniu się na trasie z kolumną wrocławską. Dopiero drugiego roku tj. w 1993 roku wierni diecezji legnickiej szli już całą drogę pod sztandarem tylko diecezji legnickiej. W tamtym czasie należały do nas jeszcze m.in. parafie ziemi strzegomskiej, żarowskiej czy wałbrzyskiej. W historii pielgrzymowania zdarzył się jeden bardzo smutny rok, kiedy to podjęto decyzję o rezygnacji z trasy Legnica- Jasna Góra. W lipcu 1997 roku Dolny Śląsk spustoszyła ogromna powódź. O ile sam teren diecezji legnickiej został poważnie dotknięty o tyle tereny Oławy, Stobrawy, Radawia zostały doszczętnie zalane. Dlatego została podjęta decyzja, by iść przez trzy dni z Legnicy do Krzeszowa.

– To była dla mnie pierwsza pielgrzymka piesza. Mieliśmy iść z bratem po raz pierwszy i w sumie to właśnie skrócenie trasy sprawiło, że rodzice się zgodzili nas puścić. Obawiali się, że z Legnicy do Częstochowy będzie dla nas zbyt trudne. Jednak nawet ta trzydniowa pielgrzymka sprawiła, że się zachwyciłam taką formą rekolekcji. I od tego czasu idę kiedy tylko mogę – opowiada Aneta, wieloletnia pątniczka grupy nr 4. Wielu pytanych przeze mnie pątnikach wielu ruszało w drogę na Jasną Górę z wielkimi obawami.

- Na pielgrzymkę poszłam sama, bez znajomych, rodziny czy przyjaciół. Obawiałam się, że brak towarzystwa sprawi, że będę się czuć niekomfortowo, ale myliłam się. Mijają lata, a ja nabieram pewności, że atmosfera pielgrzymki pozostanie niezmienna i zachwyci jeszcze nie jedną osobę. Mnie pochłonęła całkowicie, bo w tym roku idę po raz trzeci, ale na pewno nie ostatni. Nie boję się trudności i przeciwności, bo to one sprawiają, że w oderwaniu od wszelkich wygód jesteśmy bliżej Pana Boga. Każdego dnia przechodzimy od 20 do 35, a nawet 40 kilometrów, ale po kilku pierwszych dniach, które są najcięższe, człowiek nie zwraca już uwagi na pęcherze i odciski, a raczej na ludzi dokoła, wspólne śpiewy i klimat. Warunki są dość wygodne, zwłaszcza w kwestiach higieny czy noclegu, bo możliwości są różne. Początkowo obawiałam się prosić o możliwość skorzystania z łazienki, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że w wielu domach pielgrzymi są postrzegani krytycznie. Przełamałam się, gdy zaczęłam poznawać ludzką życzliwość, bardzo obcą od tej, z którą spotykamy się na co dzień. Nauczyło mnie to wdzięczności i pokory, bo pielgrzymowi nic się nie należy, a mimo to brak pomocy nie jest mu znany- pisze do nas Natalia Wojdyła.

Są też tacy którzy pamiętają tę pierwszą w pełni legnicką.

- Na szlaku pielgrzymkowym byłam po raz pierwszy 1993 roku. Z tego, co pamiętam była to pierwsza samodzielna trasa z Legnicy, a ogólnie druga pielgrzymka legnicka. Szło się fantastycznie, buty tzw. welury na owe czasy były niezawodne, u mnie totalny brak odcisków. Podczas postojów można było kupić pieczywo. Chociaż pamiętam nasz pierwszy wieczór i dostawca chleba nie dojechał. Jadłyśmy żółty ser z dżemem, dla mnie wtedy pucha. Ogólnie w bagażu była puszka konserwy czy dżemu wyliczona na każdy dzień – mówi Ewa Kulesza.