Spróbować legendy

Roman Tomczak Roman Tomczak

publikacja 23.05.2017 10:57

Po prawie 70 latach odkryto na nowo recepturę najbardziej chyba legendarnego polkowickiego przysmaku. Ciastko, które przeszło do legendy dolnośląskiego cukiernictwa, w latach 20. ub. w. było gwiazdą berlińskich promenad.

Spróbować legendy Wnętrze cukierni Straussów na polkowickim rynku. Lata 30. ub. wieku Archiwum Pawła Paździora

„Paul Strauss zasłynął z wypieku kószki śląskiej, nazywanej później kószką polkowicką. Ten mało znany dziś słodki specjał wypiekano z masy bezowej doprawianej wanilią i cynamonem. Wypiekane pojedyncze kręgi różnej wielkości, grubości małego palca, sklejano karmelem na kształt dawnego ula zwanego kószką, wyplatanego ze słomy”, czytamy w „Kronice miasta Polkowice” (Chronik der Stadt Polkwitz) z 1911 r.

Kószka (niem.: Bienenkorb – pszczeli kosz) była jednak czymś więcej niż tylko słodką bezą. Jej kształt i nazwa nie bez kozery nawiązywały do pszczelego ula ze słomy. Polkowice przez wiele wieków swojej historii były bowiem pszczelarskim centrum regionu.
Dr Grzegorz Sobel z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego mówi, że dawniej kuchnia Dolnego Śląska obfitowała w wiele lokalnych  słodkości.

- Wśród nich dominowały pierniki, nadziewana bogato bakaliami bomba legnicka, korzenna bomba apostołów z Chełmska Śląskiego przekładana powidłami i bitą śmietaną, piernik wrocławski z rodzynkami i orzechami włoskimi czy wypiekane na maślance pierniczki świdnickie oraz pierniczki bardzkie i wambierzyckie - wylicza.

I choć palma pierwszeństwa pośród nadodrzańskich wypieków przypadała śląskiej drożdżówce z cynamonową kruszonką, za którą przepadali nawet pruscy Hohenzollernowie i która stała się tematem wiersza „Schlesische Streuselkucha”, to obok niej ponadregionalną sławę zdobyły tylko kószka jaworska (Jauersche Bienenkorb) oraz jej młodsza siostra kószka polkowicka (Polkwitzer Bienenkorb).

- Ów nieznany dziś zupełnie w kuchni polskiej specjał - słodka kószka, przypominający ul w kształcie dzwonu, który dawniej wyplatano ze słomy, jest świadectwem nie tylko poszukiwania przed ponad stu laty lokalnego smaku miasta kojarzonego dziś niemal wyłącznie z miedzią, ale też silnie rozwiniętego w Polkowicach na przełomie XIX i XX wieku pszczelarstwa - przypomina dr Grzegorz Sobel.

- Polkowiccy pszczelarze znani i cenieni byli na Dolnym Śląsku z miodów wielokwiatowych, a słodka kószka stała się ich symbolem. Wypiekane pierwotnie kószki bezowe z dodatkiem mielonych migdałów i wanilii, znane i lubiane na całym Śląsku, faszerowane często kremem, w wielu domach ewoluowały w kierunku aromatycznych pierników i miodowników - dodaje naukowiec.

W 1837 roku Adolf Mittmann otworzył w rynku pod nr. 34 pierwszą cukiernię w Polkowicach, wzorowaną na cukierniach zakładanych przez szwajcarskich konditorów, którzy działali w większości miast Dolnego Śląska od końca XVIII w. Cukiernia Mittmanna szybko zasłynęła z wyśmienitych konfitur, serwowała także kawę, stając się z czasem miejscem codziennych spotkań polkowickiego mieszczaństwa. Jednocześnie silną pozycję w mieście mieli miejscowi pszczelarze, zrzeszeni od 1921 r. w polkowickim towarzystwie pszczelarskim.

W latach 80. XIX w. cukiernię Mittmanna przejął Paul Strauss - twórca oryginalnej kószki polkowickiej, przyprawianej cynamonem i wanilią. W wydanej w 1911 r. „Kronice miasta Polkowice” czytamy nawet, iż jego kószka „cieszyła się światową sławą”. Zdaniem wrocławskiego naukowca nie ma w tym określeniu przesady.

- W latach dwudziestych ubiegłego stulecia władze miasta organizowały w Berlinie „Dni Polkowic”, podczas których promowano tradycje i obyczaje jednego z najmniejszych dolnośląskich miast, zaś kószka polkowicka stała się znakiem firmowym miasta. Pakowana przez Straussów w eleganckie pudełeczka znajdowała miejsce jako prezent bożonarodzeniowy pod choinką, zaś w kawiarniach Głogowa i Lubina oryginalne kószki polkowickie uchodziły za wykwintny specjał podawany do kawy - mówi dr Sobel.

Po wojnie zapomniano na długie dziesięciolecia o polkowickiej kószce. Komunistycznym władzom nie zależało na pielęgnowaniu dawnych smaków i tradycji. Poza tym, skąd było wtedy wziąć tyle cukru na słodkie fanaberie? Legendarna nazwa „Bienenkorb” przewijała się we wspomnieniach niemieckich mieszkańców Polkowic na łamach wydawanego w Hanowerze „Glogauer Anzeiger”.

Idąc tym śladem Agnieszka Kompanicka-Dyczko z Wiejskiego Ośrdka Kultury w Sobinie znalazła eksperta w osobie dr. Sobela, wspólnie z którym  udało jej się odnaleźć oryginalny przepis na tę legendarną słodkość. Dzięki temu polkowickiej kószki można było spróbować podczas 18. Konkursu Kulinarnego „Nasze Kulinarne Dziedzictwo. Smaki regionów”, zorganizowanego w ramach obchodów 50-lecia powrotu praw miejskich do Polkowic.