"To był oczywisty wybór"

Jędrzej Rams Jędrzej Rams

publikacja 26.01.2017 12:34

Ks. Norbert Jurek, pracujący w USA, mówi o tym, jak katolicy odbierają nowego prezydenta, nachalną promocję genderyzmu w mediach i co Amerykanów pociąga w Kościele.

"To był oczywisty wybór" Ks. Norbert Jurek Arch. ks. Norberta

Jędrzej Rams: Podział polityczny na dobrych/złych w Stanach jest nieco inny niż w Polsce. U nas rozwodnik raczej miałby małe szanse na zwycięstwo. Czy katolicy w Stanach Zjednoczonych cieszyli się, że wygrał trzeci raz żonaty Donald Trump?

ks. Norbert Jurek, Auburn, Alabama: To prawda, że realia polityczne w USA są zupełnie inne niż w Polsce. Te wybory jednak były dla samych Amerykanów szczególnym wydarzeniem. Z jednej strony dlatego, że mimo iż przed Hilary Clinton 12 kobiet ubiegało się o urząd prezydenta, ona jedyna miała tak naprawdę szansę wygrać i zostać pierwszą kobietą na tym stanowisku. Z kolei Donald Trump, zupełnie niezwiązany z politycznym establishmentem, przez długi czas był traktowany mało poważnie zarówno przez polityków, celebrytów, jak i media. Jego wygrana była dla wielu ogromną niespodzianką, a nawet szokiem. Dla katolików te wybory były okazją do jednoznacznego opowiedzenia się za życiem i przeciwko regulacjom prawnym, które są nie do pogodzenia z nauką Chrystusa i naturalnym prawem moralnym. Hilary Clinton deklarowała zdecydowane poparcie dla aborcji, eutanazji i „małżeństw” homoseksualnych. Po wyjściu na jaw w 2016 informacji o zarabianiu pieniędzy na handlu częściami ciał abortowanych dzieci przez Planet Parenthood, duża część Amerykanów, łącznie z katolikami, jeszcze bardziej zintensyfikowała działania na rzecz delegalizacji aborcji i zaprzestania tych okrutnych praktyk. Według artykułów, które czytałem, i rozmów z parafianami to miało olbrzymi wpływ na fakt, że większość katolików poparła w tych wyborów właśnie Trumpa. Amerykańscy katolicy mają świadomość, że nowy prezydent popełnił wiele błędów, a niektóre z jego wypowiedzi i działań są co najmniej niestosowne, ale w sytuacji gdy jasno opowiadał się za ochroną pierwszego i najbardziej fundamentalnego prawa – do życia, a przy tym podkreślał znaczenie wolności religijnej w życiu narodu, to on był oczywistym wyborem.

Jak amerykańscy katolicy patrzą na pewne symbole, gesty wykonywane przez Donalda Trumpa? Chodzi mi o modlitwę kard. T. Dolana przed zaprzysiężeniem czy też rozpoczęcie ceremonii przez katolickiego hierarchę. Czy to jest było to zauważane i komentowane przez katolików?

Katolicy, jak i wszyscy chrześcijanie z radością przyjmują słowa i gesty nowego prezydenta, w których odwołuje się do Boga, wartości chrześcijańskich czy wprost modli się o błogosławieństwo dla Stanów Zjednoczonych. W sytuacji, gdy w sferze publicznej religia często jest nieobecna ze względów politycznej poprawności czy fałszywie rozumianej tolerancji, takie zachowania Donalda Trumpa budzą nadzieję. To nie pierwszy raz kiedy katolicki hierarcha uczestniczy w uroczystościach inaugurujących prezydenturę – w czasie inauguracji Kennedy’ego inwokacja była prowadzona przez kardynała Richarda Cushinga. Jest to jednak pierwsza inauguracja, gdy aż 6 duchownych/przywódców religijnych zostało zaproszonych, by wspólnie się modlić. Jest to bez wątpienia oznaka otwartości i szacunku nowej administracji dla wartości religijnych, co przez wielu katolików jest przyjmowane z ogromną wdzięcznością. Prezydent obiecał wiele, ale katolicy mają świadomość, że to jego przyszłe czyny i decyzje zdecydują o ocenie jego prezydentury, a nie wielkie słowa, dlatego wielu zachowuje na razie roztropną powściągliwość w ocenie jego osoby. Bez wątpienia wspaniałą informacją jest, że wczoraj Prezydent Donald Trump podpisał dokument zakazujący finansowania z budżetu federalnego międzynarodowych organizacji pozarządowych, które mają na celu promocję aborcji. To pokazuje, że za słowami w tej kwestii idą czyny.

Podczas kampanii wyborczej wyciekła korespondencja współpracowników Hilary Clinton, gdzie w niewybrednych słowach określano katolików. Czy tak właśnie katolicy czują się traktowani przez establishment? Czy może to był wyjątek?

Katolicy wielokrotnie doświadczyli w Stanach Zjednoczonych dyskryminacji religijnej i od moich parafian wiem, że czuli się lekceważeni przez administrację prezydenta Obamy. Głośna była sprawa, gdy reforma ubezpieczeniowa administracji Obamy, zmusiła pracodawców do wykupywania dla pracowników ubezpieczenia, które obejmuje też aborcję, antykoncepcję i sterylizację. Jedno z czołowych zgromadzeń religijnych w USA – Małe Siostry Ubogich, które prowadzą ponad 30 domów dla najbardziej potrzebujących, opiekując się nimi aż do śmierci, musiało albo zdecydować o zamknięciu swoich placówek (wobec olbrzymich kar finansowych w przypadku niedostosowania się do nowego prawa), albo wystąpić na drogę sądową, broniąc się przed finansowaniem i popieraniem praktyk, których żaden katolik nie może popierać. Reforma ta była jawnym pogwałceniem wolności sumienia – na szczęście jednak wyrok Sądu Najwyższego był pomyślny dla sióstr. Sprawa ta pokazała jednak, jaki stosunek rządzący mieli do zasad moralnych i osobistych przekonań nie tylko katolików, ale chrześcijan w ogóle.

Odchodzący Barack Obama pozostawił za sobą wielką prawną zmianę w Stanach Zjednoczonych w postaci liberalizacji prawa do tzw. małżeństw homoseksualnych oraz rewolucję gender. Czy to jest odczuwalne na poziomie życia zwykłych obywateli?

Niedawno studenci z naszego duszpasterstwa akademickiego opowiadali mi, jak jeden z profesorów, który ma stopień naukowy z gender studies (powiedziałbym raczej pseudonaukowy, bo z nauką to nie ma nic wspólnego), wykładając na uczelni zupełnie inny przedmiot, nakazuje studentom czytać różnego rodzaju artykuły dotyczące genderyzmu i transgenderyzmu, nie dając przy tym szansy czy możliwości prezentowania odmiennych poglądów poglądów na ludzką płeć i seksualność. Byłem zszokowany, gdy dowiedziałem się, że ABC News opublikowało listę 58 różnych płci (gender) – do wyboru do koloru, zaaprobowaną zresztą przez portale społecznościowe.

Kilka dni temu jedna z parafianek opowiadała, jak to w jednej ze szkół podstawowych nauczycielka notorycznie zadawała pytania chłopcom, czy na pewno nie czują się jak dziewczynki – i odwrotnie. Przypomniały mi się wywiady z ks. prof. Dariuszem Oko i ataki na jego osobę ze strony grup feministycznych i tzw. mainstreamowych mediów w Polsce. Wielokrotnie zarzucano mu, że przesadza w ocenie zjawiska genderyzmu, że nic takiego na Zachodzie się nie dzieje. Dzieje się i to na wielką skalę – zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Do 2016 roku Alabama była jednym z niewielu stanów, które nie zalegalizowały „małżeństw” homoseksualnych, wykorzystując fakt autonomiczności prawa stanowego w tym względzie. Wszystko musiało się zmienić po decyzjach administracji Obamy i decyzji Sądu Najwyższego USA, który nakazał legalizację takich związków w całym kraju.

Głośny był przypadek sędziego Roya S. Moore’a, który stał na czele Sądu Najwyższego Alabamy, a który odmówił ze względów religijnych aplikowania prawa dotyczącego związków homoseksualnych. Został zawieszony. Z tego, co wiem, ciągle są hrabstwa, które odmawiają legalizacji takich związków. Widać więc, że zmiany prawne przeprowadzone przez byłego prezydenta i jego administrację dotykają ludzi bardzo konkretnie. Tu, na Południu, gdzie chrześcijaństwo jest dość silne, większość obywateli wciąż posiada bardzo zdrowe, ortodoksyjne zasady moralne i dlatego ludzie reagują oporem wobec narzucanych im amoralnych i ateistycznych ideologii.

Jak ma się Kościół w Stanach? Co przyciąga Amerykanów innych wyznań do Kościoła? Wymagania? Klarowność nauczania? Troska o rodzinę?

Według różnych danych, w USA jest około 70–72 milionów katolików. Liczba ta rośnie, ale głównie za sprawą imigrantów, w dużej części ludności latynoskiej. Na pewno wciąż jeszcze widać negatywne skutki skandali seksualnych z 2000 roku, które wstrząsnęły tutejszym Kościołem, ale z drugiej strony kryzys ten doprowadził do bardziej zdecydowanych kroków, pozwalających lepiej przeciwdziałać jakimkolwiek patologiom w obrębie wspólnoty Kościoła. Archidiecezja, w której posługuję, znajduje się w samym centrum tzw. Bible belt (pasa biblijnego) – części USA, w której większość ludności to protestanci, zwłaszcza baptyści i metodyści. Katolicy są mniejszością, stanowimy tu około 6 proc. ludności, a sama archidiecezja ma ciągle charakter misyjny – znaczna liczba księży pochodzi z innych krajów.

Fakt, że jesteśmy w mniejszości tak naprawdę pomaga – katolicy szukają tego, co ich łączy między sobą, a wyróżnia na tle innych wyznań i co stanowi tym samych o ich tożsamości. Wielokrotnie są przez swoich braci chrześcijan mobilizowani do studiowania Biblii i dyskutowania o wierze, szukania odpowiedzi na trudne pytania i pogłębiania tajemnicy Chrystusa obecnego w Eucharystii. Muszę przyznać, że zaangażowanie świeckich w życie Kościoła jest tu znacznie większe niż w polskich parafiach, które poznałem, czy w których posługiwałem. Ludzie chcą tworzyć i prowadzić grupy przyparafialne, szukają wspólnot i okazji do formacji, proszą regularnie o kierownictwo duchowe. W tym roku przygotowujemy w naszej parafii więcej niż 50 dorosłych osób do chrztu czy włączenia do Kościoła. Myślę, że w Kościele katolickim najbardziej fascynuje ich Eucharystia – realna i prawdziwa obecność Chrystusa w Jego Ciele i Krwi, do której zostali w jakiś sposób przyciągnięci. Niektórzy mówią w, że jako chrześcijanie wiedzieli, że są blisko Boga, doświadczali Go na różne sposoby, ale gdy stanęli przed Jego Obecnością w Eucharystii, zrozumieli, że tu jest odpowiedź na najgłębsze pragnienie ich serca. Jedna z parafianek, przed włączeniem do Kościoła zaangażowana w charyzmatyczne ruchy protestanckie, opowiadała, że gdy uczestniczyła po raz pierwszy w Eucharystii, doświadczyła, że Duch Święty działa tu jak nigdzie indziej i poczuła niesamowitą miłość do Najświętszej Marii Panny, co nigdy nie miało miejsca i było dla niej niewytłumaczalnym przeżyciem. Jeden z nowo włączonych do Kościoła powiedział mi, że dopiero w Eucharystii odnajduje pokój, jakiego szukał przez lata.

Bez wątpienia ogromny wpływ na decyzję o zastaniu katolikiem ma także nauczanie Kościoła – niezmienne i klarowne, ale także tak bogata spuścizna duchowa w postaci życia wielu świętych, mistyków, Ojców Kościoła – ich pism i nauczania, które dla wielu jest fascynujące. Żyjąc w silnie konsumpcjonistycznym społeczeństwie, nastawionym przede wszystkim na zysk i konkurencję, mnóstwo ludzi odczuwa tęsknotę za głęboką, autentyczną duchowością. I znajdują ją w Kościele Chrystusa. Kilku konwertytów mówiło mi, że powodem, dla którego zauważyli Kościół katolicki była pomoc charytatywna, wspieranie lokalnych inicjatyw społecznych i regularne odwiedzanie chorych w szpitalu przez księży i nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej. To pokazuje, jak wielką okazją do ewangelizowania, często bez słów, jest obecność i aktywność katolików w życiu społecznym. Zabawne jest, że słyszę też np. takie historie – mężczyzna zanim został katolikiem poszedł do pastora swojej wspólnoty protestanckiej mówiąc, że pragnie modlić się więcej, że czuje potrzebę bycia bliżej Boga i dotychczasowe praktyki mu nie wystarczają. Pastor powiedział, że pokaże mu książkę, która według niego jest najlepsza do codziennej modlitwy, która daje więcej mu więcej pokoju i radości niż wszystkie modlitwy i która jest przepełniona Słowem Bożym. I wręczył mu wydaną przez Episkopat Liturgię Godzin. To był początek konwersji tego mężczyzny. Na pewno wielkim wyzwaniem dla nas katolików jest przełamywanie wielu uprzedzeń, stereotypów i zwyczajnej ignorancji wśród niektórych wspólnot protestanckich dotyczących doktryny katolickiej. I tak jak w Europie szukamy sposobów na skuteczne ewangelizowanie młodych, zwłaszcza nastolatków – nie tylko przygotowując ich do sakramentu bierzmowania, ale starając się trwale zaangażować ich w życie Kościoła.