Przede wszystkim - człowiek Kościoła

Jędrzej Rams

publikacja 01.11.2015 11:06

Oto wspomnienia o ks. infułacie Władysławie Bochnaku, który odszedł do Pana równo przed rokiem.

Przede wszystkim - człowiek Kościoła Śp. ks. Władysław Bochnak (w środku) Jędrzej Rams /Foto Gość

Dokładnie przed rokiem, bo 1 listopada 2014 roku odszedł do Pana znany w całej metropolii wrocławskiej ks. infułat Władysław Bochnak. Wielu z nas mogło słyszeć różne opowieści na temat tej postaci. Staraniem Caritas Diecezji Legnickiej powstaje książka, która będzie się składała z licznych wspomnień ludzi, którzy zetknęli się z księdzem infułatem. Przedstawiamy Państwu trzy z nich.

Bp Edward Janiak, "Wychowawca - Organizator - Przyjaciel. Z Miłości do Kościoła"

Ksiądz Infułat jako wychowawca posiadał cechy dobrego ojca i opiekuna. Uważnie i chętnie wysłuchiwał każdego. Nie szczędząc czasu, prowadził rozmowy i doradzał w naszych wątpliwościach, pomagał w rozwiązywaniu nawet bardzo osobistych problemów. W tych poczynaniach przejawiała się jego serdeczność, współczucie i daleko posunięte zatroskanie. Często doświadczaliśmy tego, że stał po naszej stronie, starając się zrozumieć sytuację spontanicznego studenta wobec bardzo zasadniczego księdza rektora Józefa Majki. W kształtowaniu postaw alumnów - jak nam mówili starsi koledzy - wzorował się na biskupie Pawle Latusku, który był rektorem seminarium w latach 1958-70. Dzięki niemu ukształtowało się w Księdzu Infułacie umiłowanie Kościoła, które starał się nam przekazać. Rzeczywiście, jedną z najbardziej rzucających się w oczy cech ks. W. Bochnaka jest niewątpliwie "wola oddania całego swego życia w służbie innym". Oddania przede wszystkim niespożytej energii twórczej oraz mrówczej samotnej pracy od poranka do późnych godzin wieczornych, z regularnością zegarka. Wymagający, ale sprawiedliwy, twórczy oraz inspirujący innych do aktywności, okazywał nam klerykom wizję kapłaństwa dynamicznego, otwartego, odpowiedzialnego, osadzonego na solidnej duchowości i teologii, a zarazem bardzo wrażliwego na potrzeby człowieka. Dla nas alumnów ks. W. Bochnak był przede wszystkim człowiekiem Kościoła.

Ks. Aleksander Stankiewicz, "W służbie Bratniej Pomocy Kapłańskiej"

Każdy człowiek, zmierzając swoją drogą życia, pozostawia po sobie trwałe ślady misji, jaką otrzymał od Pana Boga. Są one świadectwem, że czas jako Boży dar został dobrze wykorzystany na chwałę Bożą oraz dla pożytku potomnych. Wiele już wypowiedziano słów na temat działalności śp. ks. infułata Władysława Bochnaka, analizując jego niezwykłą osobowość kapłańską i wielkie zasługi, jakie miał w tworzeniu nowej diecezji legnickiej (25 marca 1992 r.). Pierwszy biskup legnicki Tadeusz Rybak miał w osobie Księdza Infułata Władysława Bochnaka swojego najbliższego współpracownika przy ustalaniu struktur diecezjalnych i powierzył mu funkcję wikariusza generalnego oraz wiele innych zadań i obowiązków.

Jedną z pierwszych decyzji nowego ordynariusza, jeszcze przed ingresem (24 maja 1992 r.) było powołanie 19 kwietnia 1992 r. Caritas Diecezji Legnickiej i prowadzenie pracy charytatywnej kierowanej do najbardziej potrzebujących diecezjan w duchu chrześcijańskiej miłości.

W następnym roku (1993) biskup legnicki powołuje do istnienia Bratnią Pomoc Kapłańską, aby otoczyć należną troską starszych kapłanów będących w jesieni życia, nieraz bardzo schorowanych i żyjących samotnie. Nie było jeszcze Domu Emerytów dla księży w Legnicy, dopiero był w budowie, a otwarcie nastąpiło 16 października 2000 r.

Kierowanie Bratnią Pomocą Kapłańską powierzył biskup legnicki księdzu infułatowi Władysławowi Bochnakowi, który w archidiecezji wrocławskiej był zaangażowany w troskę o seniorów, którym wybudował dom na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu. Będącym w różnych miejscach diecezji chętnie służył i pomagał. Mając tak wielkie doświadczenie, Ksiądz Infułat był do tej roli odpowiednio przygotowany. W skład Bratniej Pomocy Kapłańskiej wchodzili: ks. prałat Władysław Jóźków, proboszcz parafii Świętej Trójcy w Legnicy, oraz ks. prałat Aleksander Stankiewicz, proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Polski w Legnicy. Z chwilą otwarcia Domu Księży Emerytów w Legnicy pierwszym jego dyrektorem został ks. dr Tadeusz Dąbski. który łączył to stanowisko z obowiązkiem oficjała Sądu Duchownego w Legnlcv. Po kilku latach na jego miejsce został powołany ks. dr Tomasz Biszko, który piastuje to stanowisko do dzisiaj.

Z woli księdza biskupa ordynariusza od roku 1993 cała "trójka" rozpoczęła swoją misję wobec starszych kapłanów będących na emeryturze, mieszkających jako rezydenci lub poza parafią w domu prywatnym. Odwiedziny seniorów odbywały się dwa razy w roku: przed Bożym Narodzeniem i przed świętami Wielkanocnymi (przed Niedzielą Palmową). Z chwilą przejścia na emeryturę przysługiwało "donum charitativum", które trzeba było osobiście zainteresowanym dostarczyć. Rolę tę spełniał ks. prałat Władysław Jóźków, pobierając listę z kasy kurialnej wraz z gotówką, którą przekazywał na miejscu seniorom. Piszący te słowa organizował wyjazd i telefonicznie uzgadniał datę i godzinę spotkania. Następnie u sekretarza biskupiego prosił o napisanie życzeń świątecznych dla każdego seniora, kalendarz liturgiczny na dany rok oraz opłatek na święta. Pełnił również funkcję ojca duchownego, stwarzając okazję do sakramentu pokuty dla seniorów oraz w drodze powrotnej prowadził wspólny Różaniec wraz z Koronką w samochodzie w intencji odwiedzanych emerytów. Ksiądz Infułat zawsze pisał życzenia świąteczne od Bratniej Pomocy Kapłańskiej z podpisami jej członków.

Odwiedziny duszpasterskie księży seniorów obejmowały miejscowości, w których aktualnie zamieszkiwali, a są nimi: Jawor, Strzegom, Świebodzice, Bolków, Kamienna Góra, Krzeszów, Polkowice, Piechowice, Świeradów Zdrój, Wałbrzych parafia św. Jerzego, Jelenia Góra - parafia św. Erazma i Pankracego oraz Wrocław.

Również odwiedzaliśmy księży emerytów legnickich przebywających w Domu Księży Emerytów we Wrocławiu; przy tej okazji byliśmy również w odwiedzinach u księdza biskupa Józefa Pazdura, seniora archidiecezji wrocławskiej.

Po każdej wizycie emerytów biskup legnicki otrzymywał ustne sprawozdanie co do stanu życia i potrzeb księży emerytów i był na bieżąco informowany. Jeździliśmy samochodem Księdza Infułata, którego kierowcą był pan Leszek.

Z chwilą utworzenie diecezji świdnickiej (25 marca 2004 r.) zasięg terytorialny odpowiednio się zmniejszył i ograniczył się wyłącznie do diecezji legnickiej. Działalność Bratniej Pomocy Kapłańskiej trwała nieprzerwanie 15 lat aż do roku 2010, w którym jej członkowie przeszli na emeryturę. Nowy zarząd Bratniej Pomocy Kapłańskiej powołał drugi biskup legnicki Stefan Cichy, a na jego czele  stanął Ksiądz Biskupa Marek Mendyk.

Jakie nasuwają się spostrzeżenia i wnioski z byłej działalności Bratniej Pomocy Kapłańskiej, którą przez 15 lat kierował Ksiądz Infułat? Jesień życia kapłańskiego należy do trudnych okresów, bo stanowi ostatni etap drogi kapłańskiego posługiwania. Ksiądz senior przeżywa swoistą samotność z uwagi, że czuje się już mało przydatny w aktualnym duszpasterstwie parafialnym, choroba i cierpienie w życiu codziennym staje się nieraz dźwiganiem ciężkiego krzyża doświadczenia życiowego. Ksiądz Infułat przemawiał do tych kapłanów bardzo prosto i językiem braterstwa. Zawsze mówił, że czyni to w imieniu ordynariusza, który przekazuje seniorom pozdrowienie i najlepsze życzenia. Ksiądz Infułat umiał wlewać w ich serca optymizm i nadzieję, za co księża emeryci byli mu bardzo wdzięczni. Podnosił na duchu nieraz będących w kryzysie. Był solidarny i współczujący z cierpiącymi i miał szczególny dar łagodzenia sporów i konfliktów pomiędzy kapłanami różnych pokoleń.

Ksiądz Infułat często odwiedzał chorych kapłanów w szpitalu i hospicjach (Wleń); o każdej porze dnia miał otwarte drzwi na plebanii katedralnej, aby przyjąć odwiedzającego go kapłana, i sam odwiedzał chętnie tych, którzy potrzebowali jego pomocy. Zapisał się złotymi zgłoskami dla diecezji legnickiej, a dla wszystkich kapłanów wdzięczną pamięcią jako człowiek ogromnie prawy i szlachetny, pełen dobroci i optymizmu. Niech ten trwały ślad jego życia, który pozostawił będzie dla nas głęboko wpisany w nasze serca, a Pan, któremu wiernie służył, niech nagrodzi wieczną chwałą nieba.

"Błogosławieni, którzy w Panu umierają, niech odpoczną od swoich trudów, bo ich czyny idą wraz z nimi" (Ap 4,13)

Stanisław Dąbrowski, "Moje z Księdzem Profesorem Władysławem Bochnakiem rozmowy wieczorne"

Odbywały się one u schyłku życia mojego znakomitego interlokutora. Były oczywiście interesujące. Obejmowały szeroki rejestr kwestii, problemów, tematów historycznych, współczesnych dotyczących naszego miasta, regionu, kraju. Zapewne nie muszę podkreślać, że spotkania te nie były tematycznie zaprogramowane ani też nie odbywały się systematycznie. Po prostu wynikały z pewnej psychologicznie umotywowanej potrzeby kontaktu ze strony mojej i mojego rozmówcy. Zwykle poprzedzały je telefoniczne zaproszenia Księdza Profesora "na herbatę". W niniejszym krótkim wspomnieniu jedynie dla przejrzystości narracyjnej wprowadzam w istocie sztuczny układ tematyczny według zasady chronologiczno historycznej.

Księdza Profesora poznałem osobiście w czerwcu 1991 r. (...) Tematyka „kościelna" w naszych rozważaniach nie była jedyna ani też wyizolowana. Wydarzenia polityczne, a także z dziedziny oświaty, kultury, wychowania, ich reperkusje w tamtym okresie oceniane były z punktu widzenia późniejszych doświadczeń, także naszych osobistych, negatywnie weryfikowanych rzekomych „prawd” głoszonych nawet przez niekwestionowane autorytety intelektualne. Mimo upływu wielu dziesięcioleci smutek i pewne zażenowanie, przynajmniej nasze budziło wspomnienie np. imprez rzekomo naukowych związanych z kultem Stalina, których spektakularnym przykładem była ogólnopolska konferencja „naukowa” w 1951 r. po opublikowaniu przez „genialnego” autora „wiekopomnego dzieła” pt. "Marksizm a zagadnienia językoznawstwa". Nie przestały nas i nie tylko nas frapować przyczyny dość powszechnego i głębokiego załamania etyczno-moralnego znacznej części elit naukowych i kulturalnych, ich przedstawicieli, konkretnych osób, które tradycyjnie odpowiedzialne były za wychowanie społeczeństwa i obowiązek ten w przeszłości przedwojennej i okupacyjnej z powodzeniem spełniały. Zastanawiało nas zjawisko wręcz „rewolucyjnej” zmiany postaw i poglądów niemałej ilości przedstawicieli świat nauki i kultury wyrażających entuzjastyczny aplauz dla systemu stalinowskiego  latach 50. i w tym kontekście zaciekawienie nasze budziła postawa tych samych osób i środowisk w latach 60. i 70. krytycznie nastawionych do systemu komunistycznego.

W wieczornych dyskusjach znalazły wyraz istotne konteksty wydarzeń 1956 r., nadzieje, jakie z nimi wiązał ogół społeczeństwa polskiego, i ich rychłe fiasko. Interesujące były wspomnienia na temat powrotu Prymasa Stefana Wyszyńskiego z Komańczy na ul. Miodową w Warszawie i wyborów sejmowych w 1957 r.

Szerzej analizowaliśmy stosunki polsko-radzieckie w powojennej przeszłości, ich wizje na tle przewidywanych przemian sytuacji międzynarodowej. Powyższy zestaw zagadnień tworzył ramy tematyczne dyskusji z pominięciem konkretnych haseł czy tematów.  Bardziej szczegółowo potraktowany był dorobek Soboru Watykańskiego Drugiego wraz z listem polskich ojców Soboru do ich braci, w szczególności do episkopatu niemieckiego. Myśli przewodnie dokumentów soborowych były przedmiotem egzegezy ze strony Księdza Profesora Władysława Bochnaka. (...)

Oczywiste zainteresowanie budziła sytuacja Kościoła w Polsce i na świecie w okresie pontyfikatu Jana Pawła II, później Benedykta XVI. Nie pomijaliśmy spraw naszego Kościoła lokalnego, kwestii zmian administracyjnych i organizacyjnych związanych z erygowaniem legnickiego biskupstwa. Jest rzeczą zrozumiałą, że sprawy te budziły moje szczególne zainteresowanie, bowiem ustanowienie legnickiej diecezji było wysokiej rangi wydarzeniem historycznym, wiele znaczącym dla miasta i regionu. Świątynią katedralną stał się kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, którego proboszczem był inspirator naszych spotkań i dyskusji. Jest jednak swego rodzaju paradoksem, iż pomimo inicjatyw z mojej strony, wręcz usiłowań sprowokowania do rozmów, wyjaśnień różnych sytuacji i okoliczności dotyczących interesujących mnie spraw rozmowy miały charakter specyficznie dyplomatyczny. Uzyskiwałem odpowiedzi dające jedynie ogólny obraz sytuacji Legnicy (i nie tylko) w przełomowych latach 1989–1993. W jakimś stopniu przyczyną tego mogła być przesadna skromność Księdza Proboszcza kościoła Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Wiadomo bowiem, iż miał on niemałe zasługi dla tworzącej się legnickiej diecezji. Nie należy sadzić, iż wszystkie problemy mieszczące się w ramach wymienianych zagadnień były gruntownie czy nawet pobieżnie dyskutowane. Nie było to możliwe ani też nie było to naszym celem. Konkretne tematy były swego rodzaju pretekstem do spotkań i dyskusji. Wszak spotkania te nie były ani ściśle planowane ani też w sensie merytorycznym programowane czy przygotowywane. Po prostu w sposób żywiołowy na towarzyskim spotkaniu z Księdzem Profesorem „przy herbatce i rogalikach” poprzez takie czy inne skojarzenia pojawiała się jakaś kwestia związana z naszymi zainteresowaniami historycznymi lub dotyczącymi aktualnej sytuacji miasta, kraju, z której wynikał temat rozmowy. Były to więc zwyczajne koleżeńskie „profesorskie" spotkania. W opiniach i ocenach wydarzeń ludzi nie czuliśmy się skrępowani ani jakąś sztuczną autocenzurą, ani jakimikolwiek uwarunkowaniami. Oczywiście obowiązywała nas własna wewnętrzna dyscyplina i zwyczajna ludzka uczciwość. Z niej wynikał nakaz dystansu i obiektywizmu w stosunku do spraw i ludzi.

Spotkania z Księdzem Profesorem – przypadkowe przed katedrą legnicką i przede wszystkim w domu parafialnym były dla mnie w sposób szczególny satysfakcjonujące. W moim odczuciu nawiązywały do dobrej tradycji obyczajowej kultywowania w dawnej i niedawnej przeszłości spotkań towarzyskich szczególnie w środowiskach inteligenckich. Spotkania takie, będące swego rodzaju socjologicznym desygnatem, miały i mają różne motywacje. Zawsze opierają się na zaufaniu, kształtują wzajemne sympatie. Nas łączyły wspólne zainteresowania historyczne, a także współczesność naszego miasta i regionu.

Byłoby z mojej strony pretensjonalnym nadużyciem twierdzenie, iż moje kontakty z Księdzem Profesorem Władysławem Bochnakiem były wyrazem głębokiej wzajemnej przyjaźni. Wszak znaliśmy się zbyt krótko, aby osiągnąć ten stan zażyłości. Z pewnością byliśmy zaprzyjaźnieni. Okazywałem Księdzu Profesorowi Władysławowi Bochnakowi szacunek za jego postawę charyzmatycznego kapłana, uczonego, wychowawcy, nauczyciela młodzieży przygotowującej się do posługi kapłańskiej. Ze strony Księdza Profesora odwzajemniany byłem życzliwością i nieukrywaną sympatią. Była ona dla mnie wiele znacząca, gdyż w moim głębokim przekonaniu ksiądz profesor Władysław Bochnak był autorytetem osobowym, wzorem kapłana i obywatela. Takim też pozostaje w mojej pamięci.