To klasztor nas wołał!

Jędrzej Rams

publikacja 26.04.2015 15:37

Benedyktyn potrafi połączyć kręgle z XVI wieku z salą do nagrań rodem z XXI wieku.

To klasztor nas wołał! Chętni do pogrania w kręgle? Jędrzej Rams /Foto Gość

W ostatni weekend kwietnia tysiące turystów i pielgrzymów przyjechało do klasztoru górującego nad malutkim, czeskim Broumovem w ramach dni otwartych. Za darmo można było wówczas zwiedzać świeżo otwarte po remontach pomieszczenia.

Niestety, od lat nie ma tutaj ani jednego benedyktyna. Jest ich w Czechach niewielu i żaden z nich nie mieszka w Broumovie. Msze św. są odprawiane jedynie we wtorki. Podczas dni otwartych wyjątkowo Eucharystia została odprawiona w niedzielę.

Przez lata komunizmu obiekt był miejscem przymusowego przetrzymywania zakonnic z terenu całej Czechosłowacji. Komuniści w tym czasie urządzili tu m.in. archiwum państwowe. Z kilkudziesięciu tysięcy średniowiecznych manuskryptów do czasu obalenia socjalizmu ocalało zaledwie 17 tys. Przez lata nikt nie remontował dachów i elewacji.

To klasztor nas wołał!   Turyści mogą zwiedzać ogrody, które znajdują się na tyłach ogromnego budynku klasztoru Jędrzej Rams /Foto Gość Od całkowitej degradacji zabytku uchronili go mieszkańcy miasteczka, a dokładnie Agencja Rozwoju Ziemi Broumovskiej.

– Przyjechałem tutaj i założyłem firmę. Po kilku latach pomyślałem, że może warto coś zrobić dla miejsca, w którym żyję. I tak po rozmowach z innymi przedsiębiorcami zaczęliśmy organizować koncerty i różne wydarzenia kulturalne – wspomina Jan Školník, prezes Agencji Rozwoju Ziemi Broumovskiej. Z czasem coraz częściej inicjatywy odbywały się w zabudowaniach klasztoru. W pewnym momencie, gdy szukali miejsca na siedzibę, klasztorne budynki były naturalnym miejscem.

– To nie my chcieliśmy wejść do klasztoru, ale to klasztor nas wołał! – śmieje się przedsiębiorca.

Dzisiaj to agencja w porozumieniu z benedyktynami, prawymi właścicielami opactwa św. Wacława, opiekuje się tym terenem. Pierwotnie udało się zdobyć 10 mln euro na zabezpieczenie dachów i elewacji i kilka milionów na remont wnętrza. I dni otwarte miały pokazać właśnie tę drugą inwestycję.

Większą część pieniędzy agencja otrzymała od państwa. Koszt najnowszego remontu to około 250 mln koron (ok. 35 mln zł). Strona rządowa udziela wsparcia na remonty zabytków pod warunkiem przywracania ich pierwotnym celom. Jan Školník wylicza cztery funkcje opactwa: duchową, ekonomiczną, edukacyjną i kulturalną. Dwie ostatnie są tworzone siłami agencji. Pierwsza jest realizowana we współpracy z benedyktynami. Ale cóż, to dopiero jej początek.

Rocznie do klasztoru przybywa nawet 35 tys. turystów.

To klasztor nas wołał!   Na drugim piętrze znajduje się profesjonalne studio nagrań Jędrzej Rams /Foto Gość Po tym, co już udało się zrobić, z pewnością klasztor znowu będzie służył miejscowym. Warto tam zajrzeć, by przekonać się, że miliony euro pozyskane na remonty nie poszły na marne. Są tam teraz piękne ogrody, sale muzyczne w ogrodach, sala do nauki baletu, a nawet profesjonalne studnio nagrań. A wszystko to w towarzystwie kopii Całunu Turyńskiego, relikwii Krzyża Świętego czy św. Wojciecha.

Ciekawostką jest na pewno odrestaurowanie w ogrodach klasztornych miejsca do gry w kręgle rodem z XVI wieku!

Od zeszłego roku przez miejscowość przechodzi szlak św. Jakuba, tzw. Droga Kłodzka z Międzygórza, przez czeski Broumov, do Krzeszowa. Klasztor wszedł też do projektu VIA Benedictina, który ma na celu promowanie dziedzictwa benedyktyńskiego w Europie Środkowo-Wschodniej.