Maraton do Matki

Marek Śledź

publikacja 05.06.2014 16:43

Niezwykła, jednodniowa pielgrzymka rowerowa z Legnicy na Jasną Górę.

Maraton do Matki U wymarzonego celu pielgrzymki archiwum Marka Śledzia

Kiedy w majową sobotę 2000 roku wraz z członkami Akcji Katolickiej przy parafii św. Jana Chrzciciela w Legnicy pojechaliśmy na rodzinną majówkę do oddalonego o 10 km Grzymalina, to nawet mi się nie śniło, iż wkrótce  pielgrzymowanie na rowerze stanie się moją życiową pasją, którą „zarażał” będę innych. I tak z Bożą pomocą utworzyliśmy nasz PGR - Pielgrzymkową Grupę Rowerową o nazwie BICICLETTA A.K. czyli Rower Akcji Katolickiej. Od tego czasu przemierzamy drogami prowadzącymi do sanktuariów maryjnych i innych miejsc kultu. Na rowerach dotarliśmy do większości koronowanych wizerunków maryjnych w polskich sanktuariach i kilku europejskich, tj. Lourdes, Mariazell, Medjugorie, Wilnie, Lwowie, La Salette. Przez ostatnią dekadę z grupą ok. 30-40 pątników meldujemy się w sierpniu na Jasnej Górze i razem z pieszymi pielgrzymami z diecezji legnickiej składamy hołd naszej Królowej. W większości tych pielgrzymek opiekę duchową pełnili ojcowie franciszkanie lub klerycy z krakowskiej prowincji Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych OFMConv.

Jubileuszowy, 15. sezon postanowiliśmy uczcić Maratonem do Matki. Naszym celem nie był wynik sportowy, choć 250 km jednego dnia na rowerze budziło respekt i stanowiło spore wyzwanie dla nas. Postanowiliśmy trud ten dołączyć do naszych i parafian intencji. Za zgodą proboszcza, ojca Jana Janusa zostały wyłożone w naszej świątyni przy obrazie Matki Boskiej Częstochowskiej karteczki na intencje do Najświętszej Panny. W ciągu tygodnia zebraliśmy ponad 60 kartek.

W ostatnią sobotę maja o godz. 5.15 wyruszyliśmy z Legnicy w składzie: Artur Ryczkowski, 56 lat, z Lubawki, Marek Śledź, 53 lata, z Legnicy, Piotr Kozłowski z Wrocławia, który w tym dniu obchodził wigilię 33. urodzin, oraz bracia Mazurkowie - ministranci z naszej parafii: Michał, tegoroczny maturzysta, 18 lat, i Damian, 17 lat.

Obsługę stanowiły nasze żony (podobnie jak w codziennym życiu) Małgosia, Grażynka i Małgosia oraz kierowca, tata braci Mazurków Krzysztof, któremu wcześniejsze pielgrzymowanie na rowerze do Częstochowy ułatwiało nawigację na trasie.

Od samego początku pogoda nam sprzyjała, temp. ok. 8°C, praktycznie bezwietrznie i bez opadów w odróżnieniu od tygodnia poprzedzającego wyjazd. Pierwsze 55 km pokonujemy ze średnią 31 km/h i na pierwsze miejsce odpoczynku, przy mauzoleum marszałka Blűchera pod Korbielowicami, przyjeżdżamy pierwsi. To dobry prognostyk na dalszą drogę. Po krótkim odsapnięciu i lekkiej bananowej przegryzce wracamy na szlak. Przed Oławą Arturowi odnawia się kontuzja kolana, a chwilowe porywy wiatru rozrywają grupę.

Dojeżdżając do Oławy, mamy w nogach 100 km i oczekiwaną przerwę na posiłek oraz toaletę w Kauflandzie. Słonko coraz wyżej na niebie, grzeje, że miło; jest ok. 16°C, a do południa ponad dwie godziny. Podkarmieni przez najbliższych, zdejmujemy kurtki i ochraniacze i bocznymi drogami przez Bystrzycę i Lubszę udajemy się na parking leśny przed miejscowością Mąkoszyce. To miejsce jest nam dobrze znane z wielokrotnych postojów w trakcie sierpniowych jasnogórskich pielgrzymek. Właśnie tu bracia klerycy, a późniejsi ojcowie tańcem i śpiewem urozmaicają monotonię jazdy na rowerze.

Tym razem nie śpiewamy, ale korzystając z osiągnięć techniki, kontaktujemy się z ojcem Romanem Januszem i za pomocą zestawu głośno mówiącego odmawiamy modlitwę Anioł Pański. Po modlitwie w rozmowie z ojcem wyczuwamy jego troskę o grupę i zainteresowanie naszą podróżą. Jest to tym bardziej zrozumiałe, że wiemy, iż o.Roman przygotowywał się  do jazdy z nami, ale obowiązki nie pozwoliły mu na uczestnictwo fizyczne. Nadrabia to jednak duchowym patronatem, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni.

Półmetek trasy wypadł w Wołczynie, gdzie od 10 lat ojcowie kapucyni i miejscowi członkowie Akcji Katolickiej udzielają noclegu naszym sierpniowym pielgrzymom i goszczą ich. Nieobecnego proboszcza parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej o. Waldemara Korby godnie zastępuje wikary o. Krzysztof Mleczkowski. Serdecznie nas wita i mimo niezapowiedzianej wizyty częstuje czym chata bogata. Mając w zapasie prawie godzinę (licząc od przyjętego planu, gdzie tempo przejazdu ustalono na 25 km/h), pozwalamy sobie na dłuższy odpoczynek, regenerację sił i degustację potraw serwowanych przez gospodarzy.

Wypoczęci, ale trochę ociężali przez zupę, gołąbki i inne specjały, jedziemy krajówkami nr 42 przez Kluczbork i 11 do Olesna. Na całe szczęście w sobotę o tej porze ruch jest niewielki i ciężarówek jak na lekarstwo - Aniołowie czuwają!!!. Po „dwóch setkach” krótki odpoczynek na stacji benzynowej przy wjeździe do Olesna. Odpoczynek bardzo nam potrzebny ze względu na chwilowe kryzysy, skurcze i osłabienie. Trójka najstarszych uczestników, prowadząc na zmianę grupę, chroniła młodzież od wiatru. Dodatkowym dopingiem braci był fakt, iż z każdym przejechanym kilometrem poprawiali swoje życiówki. Notabene byli dobrze przygotowani, a jazda była wyzwaniem sprawiającym radość. Pewnie w czasie jazdy mniej radosny był Artur. Pomimo „prochów” jak tylko mocniej naciskał na pedały, ból narastał. Nie poddał się i swoim tempem dołączał do grupy. Jestem pełen podziwu za jego determinację i walkę do końca.

W ostatniej fazie maratonu ciężar prowadzenia grupy wziął na siebie Piotr i dobrze mu to wychodziło, był w świetnej formie i mógłby wraz z „trzymającym koło” Michałem jeszcze trochę pojeździć. Jak mówił, przed wyjazdem trochę obawiał się dystansu i godzin na siodełku, ale na końcu stwierdził, że „było całkiem fajnie”.

Mnie najbardziej wymęczyły zmarszczki  przed Częstochową (o, jak dobrze byłoby być "młodszym" o jakieś 15 kilogramów!).

Ostatni odpoczynek połączony z kawą mamy w barze przy wyjeździe z miejscowości Przystajń. Niespodzianką było spotkanie z przyjaciółmi, których poznałem w trakcie pielgrzymowania do Rzymu w 2003 r., z br. Janem Treścinskim z Częstochowy i Adasiem Szczerkiem z Koniecpola.

Wysoka średnia przejazdu, prawie 29 km/h, pozwala nam na luksus pokonania ostatnich 30 km w spacerowym tempie ok. 20-25km/h. Tym sposobem unikamy jutrzejszych zakwasów. Chorążym drużyny na tym odcinku zostaje najmłodszy uczestnik MdM Damian i w nagrodę za swoją postawę prowadzi grupę do pielgrzymkowej stolicy Polski. Na jasnogórskich wałach meldujemy się zgodnie z planem o godz. 18.30.

Dziękując Panu Bogu za szczęśliwą podróż, wraz z naszą Diakonią odmawiamy Litanię Loretańska, a na zakończenie pobytu na wałach robimy pamiątkowe fotki. Naszą bazą w Częstochowie są Hale Noclegowe prowadzone przez siostry urszulanki; na miejscu kolejna niespodzianka - spotkanie z siostrą Eugenią. W końcu upragniony prysznic, a po nim  dopełniamy złożonych obietnic i na Jasnej Górze składamy przywiezione intencje. Nagrodą za nasz trud jest uczestnictwo w Apelu Jasnogórskim w kaplicy Matki Boskiej. Stojąc w bezpośrednim kontakcie z ikoną Czarnej Madonny, patrząc w Jej oczy, przepraszamy, dziękujemy i prosimy. Nie wyobrażamy sobie większej nagrody.

Noc wszystkim minęła bardzo szybko. Po Mszy świętej pakujemy rowery i samochodami, bogatsi o nowe doświadczenia i przeżycia, wdzięczni za łaskę pielgrzymowania, wracamy do domu. Panu Bogu niech będą dzięki, że zatrudnił nas w charakterze Kurierów Maryi. Dziękuję wszystkim, którzy nam zaufali i złożyli intencje, modlili się o szczęśliwą podróż. Szczególnie dziękuję „naszej obsłudze - Diakonii” za serce i obecność. Małżeństwu Ani i Sebastianowi Kowalskim z Legnicy za pomoc w transporcie pielgrzymów. Chwała Panu.

Do zobaczenia na pielgrzymkowym szlaku. „Niech Jezus i Maryja droga będą z nami na wszystkich drogach”