Krew i obrazy Matki Bożej

Jędrzej Rams

publikacja 17.05.2014 09:31

Czy będzie kolejny skandal w legnickiej Galerii Sztuki?

Krew i obrazy Matki Bożej Fragment niecodziennej instalacji. Jędrzej Rams /GN

W ramach Legnickiego Festiwalu Srebra otwarto wystawę poświęconą najpiękniejszym tegorocznym wyrobom z tego surowca. Jednym z elementów wystawy jest instalacja o nazwie "There will be blood..." (Tu będzie krew...). Jej autorem jest Piotr Rybaczek z La Basilica w Barcelonie.

Jego pomysłem było pokazanie krwi jako czegoś, bez czego nie ma życia. Wśród pierwszych odwiedzających wystawę dało się słyszeć komentarze o "obrzydliwości" instalacji.

Tłem dla pokazania powiększonych czerwonych krwinek czy wacików przyklejanych do twarzy po goleniu dla zatamowania krwi są obrazy z Matką Bożą, świętą Rodziną, świętym Józefem i św. Teresą. Otaczają one zdjęcie dziewczyny z bielizną zabrudzoną krwią menstruacyjną.

Jeden z elementów nosi nazwę "Kobiece Brzemię" i ma pokazywać, ile krwi rocznie traci przeciętna kobieta podczas wszystkich cykli menstruacyjnych. Element "Puste obietnice" obrazuje srebrny model macicy. Tak samo jak "Te dni" czy "Snow White".

- Galeria sztuki jest od pokazywania rzeczy kontrowersyjnych. To, co kiedyś było kontrowersyjne, dzisiaj jest normą. Nauka ma pokazywać fakty, artyści ich interpretacje. Tutaj chodziło o pokazanie krwi. Obrazy? To licencja artystyczna danego twórcy - mówi Zbigniew Kraska, dyrektor Galerii Sztuki.

Choć projekt tworzyli wspólnie artyści z różnych kręgów kulturowych, obrazy mające być tłem pochodzą tylko z jednego - katolickiego.

- To nie jest tak, że ktoś chciał kogoś atakować. Na pewno stawiane jest pytanie, dlaczego menstruacja, zjawisko dzięki któremu wszyscy żyjemy, jest w naszym społeczeństwie takim tabu? - mówi kurator festiwalu Monika Szwatowicz.

Legnickie media przypominają wystawę sprzed kilku lat, gdy podczas Satyrykonu jedną z prac była koloratka z literkami SS. Nie mniejsze kontrowersje wywołała imitacja monstrancji z prezerwatywą zamiast hostii.

- Wówczas niektóre katolickie środowiska bardzo mocno protestowały. Jednak niewiele z tych osób przyszło zobaczyć tę pracę na żywo. W opisie przy niej umieszczonym artysta tłumaczył, że tak oddaje hołd papieżowi, który jako pierwszy pozwolił używać prezerwatyw osobom chorym na AIDS. Poza tym to nie była monstrancja, tylko jej bardzo uproszczona forma, ledwie podobny kształt - broni pomysłów Zbigniew Kraska.

Moim zdaniem

Instalacja "There will be blood..." nie jest warta oglądania i pisania o niej w szerszym zakresie niż to, co zostało podane wyżej.

Nie uważam, żeby w jakikolwiek sposób  atakowała Kościół. Twórca chciał dać nam sposobność do zastanowienia się, dlaczego menstruacja należy do sfery tabu. Zamiast intrygującego dzieła mamy prezentację wąskiego, schematycznego myślenia twórcy. Wiedział, że wystawiając w Polsce obraz Matki Bożej i symboli kobiecej płodności wywoła poruszenie i protesty. Nie dajmy się więc wciągnąć w tę prostacką pułapkę.

Dla mnie dziełem sztuki jest Mona Lisa, której piękno mogę kontemplować bez dodatkowych tłumaczeń. To, co jest w legnickiej Galerii Sztuki, niczym pięknym nie przyciąga.

Instalacja jest nie tyle dziełem sztuki, co formą wyrażenia pewnych poglądów polityczno-społecznych. Aby przyciągnąć potencjalnych widzów bądź zainteresować nią media, zastosowano dosyć prosty, o ile nie prostacki przekaz związany z zestawieniem obrazów sakralnych z symbolami menstruacji.

Połączono pewne tematy z pogranicza tabu z przedstawieniami związanymi ze sferą sacrum. Dlaczego nie połączono menstruacji np. ze znanymi politykami, aktorkami, piosenkarkami czy miss świata? Bo nie wywołałoby to żadnego oddźwięku. Z obrazem Matki Bożej - już owszem.

To, co oglądamy, ma mówić o krwi i jej związkach z życiem. Można było to zrobić w o wiele szerszym zakresie pokazując np. artefakty związane z praktykami religijnymi różnych kultur i epok. Ba, nawet można było prześledzić historię chrześcijaństwa i podejścia ludzi na przestrzeni epok do krwi, menstruacji itp. Zamiast tego, wmawia się nam, że waciki zastosowane do zasuszenia zacięć po goleniu są sztuką, która przełamuje tabu. Nie, nie są.

Dlatego tę instalację opisuję słowem "szkoda". Szkoda ją oglądać. Szkoda tracić nerwy na protesty. Szkoda, że pojawiła się w Galerii, bo obniża jej renomę.

Jędrzej Rams