Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Lot nad strąconym gniazdem

Wspomnienia, po dziesięciu latach, ciągle są świeże. Przez kilka pierwszych lat śniło mi się to po nocach.

Lot nad strąconym gniazdem   Ludzi ratowano przez całą noc, przy temperaturze poniżej kilkunastu stopni Celsjusza. Rano akcja poszukiwawczo-ratownicza trwała nadal Henryk Przondziono /Foto Gość Jak gołębie

O tych, którym katastrofa zwichnęła psychikę, mówiło się znacznie później, albo wcale. Ale na targi nadal jeżdżą. Da się ich łatwo rozpoznać w tłumie hodowców. Jak wchodzą na halę to instynktownie patrzą w górę, na dach.

- Pewnie nadal się boją takich miejsc. Może nie tego, że się zawali. Boją się wspomnień. Mimo to przyjeżdżają. Miłość do gołębi jest, wie pan, silniejsza niż trauma - zapewnia pan Zbigniew. W rok po katastrofie hali targowej w Katowicach, w której zginęło 65 osób, Polski Związek Hodowców Gołębi Pocztowych zorganizował kolejną wystawę, tym razem w Gdańsku. Pojawili się na niej wszyscy, którzy przed rokiem przeżyli. Ale o tamtym nie chcą mówić.

- Czy to na ogólnopolskich targach, cz to przy piwie w rodzinnych miastach, zawsze znajdzie się ktoś, kto nakieruje rozmowę na ten temat. I ktoś, kto ją natychmiast zgasi - mówi. Pod zawalonym dachem katowickiej hali wystawowej poginęła także część ptaków. Część była tak poturbowana, że i tak nie przeżyły. Jak ludzie. Te, które ocalały, przez wiele dni krążyły później spanikowane nad gruzowiskiem. Też jak ludzie...

- Mojego gołębia odnaleźli po czterech dniach. Odesłali mi go z powrotem – mówi pan Zbigniew. Byli i tacy hodowcy, którzy swoje ptaki odzyskali dopiero po pół roku.

Rany stamtąd

Wiadomość o katastrofie w Katowicach szybko rozeszła się po kraju i bardzo wolno pozwalała o sobie zapomnieć. Pamiętano także o ludziach, którzy ją przeżyli. Pan Zbigniew przypomina sobie dobrze sytuację, kiedy jako ofiara tamtej katastrofy zgłosił się do inspektoratu ZUS.

- Przede mną z gabinetu orzecznika wyszła zdenerwowana kobieta. Pomyślałem: uuu, ostry ten lekarz. A tu, niespodzianka! Przyjął mnie niezwykle uprzejmie i grzecznie. Wiedział, że te rany to stamtąd. To samo w ośrodku zdrowia w Chojnowie. Wiem, że tak samo było z innymi kolegami z naszego i sąsiednich okręgów: Waldemarem Turem czy Robertem Stolarczykiem.

Bardzo dużo pomógł nam Caritas. Na pomoc finansową dla poszkodowanych złożyli się m. in. hodowcy z Niemiec i Belgii. Oni wszyscy więcej nam pomogli, niż państwo - mówi prezes Kociuba, który sam ma orzeczoną dwuprocentową utratę zdrowia za pokaleczoną rękę. Ale ta ręka to nic w porównaniu do straty, jaką poniósł Tadeusz Pałka (Jeleniogórski Okręg PZHGP), który w katowickiej katastrofie stracił syna.

Był czas to naprawić...

Dziesięć lat od tamtych wydarzeń sprawa katastrofy ciągle nie jest zamknięta dla poszkodowanych w Katowicach. Wielu procesuje się o wypłatę odszkodowań. Wielu swoje sprawy przegrało, pozostając z uszczerbkiem na zdrowiu i pustymi kieszeniami. Do dziś temat odszkodowań za tamto wydarzenie jest żywy w środowisku hodowców gołębi w Polsce.

Lot nad strąconym gniazdem   Dziś, po 10 latach od tragedii, nadal nie ustalono winnych tragedii. Jedna osoba dobrowolnie poddała się karze. Wciąż trwają spory w sądach o odszkodowania Henryk Przondziono /Foto Gość

W ostatnim numerze „Dobrego lotu”, czasopiśmie hodowców gołębi pocztowych znalazło się ogłoszenie jednej z kancelarii adwokackich. Nawołują hodowców poszkodowanych w katastrofie katowickiej do założenia pozwu zbiorowego. Ma on ustalić winnych za wszystkie nasze szkody. Pan Zbigniew ma jednak wątpliwości, czy to wszystko ma jeszcze sens.

- Wielu z nas, ci na wózkach, bez rąk i nóg, a zwłaszcza ci, którzy stracili bliskich, czują się oszukani przez ubezpieczycieli i państwo. Było tyle lat, żeby to naprawić, ale nic takiego się nie stało - mówi Kociuba, który jeden proces przed sądem w Złotoryi już przegrał. - Dlatego mam wątpliwości, czy kolejny coś zmieni. Lepiej zająć się tym, co kochamy - mówi, patrząc na gołębnik.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy